Sezon rowerowy w naszym wydaniu, można uznać za otwarty. Całą zimę marzyliśmy tylko o tym, by zetrzeć kurz z ramy, podładować baterię i ruszyć przed siebie wdychając pierwsze, wiosenne podmuchy powietrza. W końcu pogoda zrobiła się na tyle przyjazna, że jednogłośnie postanowiliśmy wybrać się na małą wycieczkę krajo i gruntoznawczą – bo jak wiadomo trasa trasie nierówna a trzeba wypróbować każde podłoże 😉

Tyłki posadzone na elektrykach (gdyby teren okazał się ekstremalnie trudny), nogi na pedałach i zaczynamy w miejscowości
Sorkwity.

Po około 3km jazdy, dotarliśmy do pięknego pałacyku należącego do kompleksu ,,Hotel im Park”. Cudowne miejsce z niezwykłym klimatem tworzy XVIII-wieczny dwór myśliwski, położony na wschodnim brzegu jeziora Lampasz. Nie byliśmy tu nigdy wcześniej,
więc na chwilę rowery poszły w odstawkę, a my zajęliśmy się podziwianiem tego urokliwego miejsca. Szybko jednak przywołaliśmy się do porządku, gdyż przed nami było jeszcze jakieś 27km a godzina wcale nie taka wczesna.

Przejeżdżając przez kolejne miejscowości – Rodowe, Borkowski Las, upajaliśmy zmysły zapachem żywicy, drzew i mchu, z przymrużeniem oka zatapiając się w olbrzymich leśnych kałużach 🙂 Potem oczy były trochę szerzej otwarte a ręce mocniej zaciskały się na ramach elektryków, w końcu błotu nie można ufać.

Rozpędzeni w trasie, minęliśmy Ranczo Zielony Koń, i powoli zbliżaliśmy się do miejscowości Maradki. Tu nasza leśna, zaciszna część rowerowej przygody, ustąpiła miejsca asfaltowej nawierzchni, gdzie zimno i wiatr tak dały się we znaki, że
z radości prawie całowaliśmy baterie w rowerach, mogąc dzięki nim szybciej przebyć ten mało przyjemny odcinek.

Niewielki ruch na drodze sprawił, że w miarę sprawnie pokonaliśmy ostatnie kilometry, by znów znaleźć się w Sorkwitach.
To była naprawdę dobra, wiosenna, rozgrzewkowa trasa. Bakcyl złapany. A w głowie kolejne ścieżki do przebycia.